
Tak, jestem cliché. Luwr zwiedzić trzeba, szczególnie, że (co cieszy Polaka bidaka) obywatele Unii Europejskiej do 26 roku życia nie muszą płacić eurosów. Nieprawda, i tak bym zwiedziła bo cieszy mnie sztuka i obcowanie z nią. Tylko korzystać. Architekturą zajmę się gdy obejdę to kolosalne muzeum z każdej strony i gdy będę miała mniej do opisania.
Podejście pierwsze: Ile trzeba czekać, żeby wejść do środka?
W ramach reasearchu stanęłam w ogromnej kolejce licząc na dobrych kilkadziesiąt minut w mżawce. O jakże się zdziwiłam, gdy po około dziesięciu byłam już w środku. Przerażająca kolejka do piramidy jest przerażająca, ale idzie bardzo szybko, gdyż wystarczy oddać plecak do prześwietlenia, zabrać i pędzić dalej. Gorzej mają ci bez przywilejów, bo muszą odstać swoje w drugiej kolejce po bilet. Dla zainteresowanych: do Luwru są dodatkowe dwa wejścia - od metra Palais Royal – Musée du Louvre i od Porte des Lions. Warto skorzystać, bo nie cały świat o tym wie. Ja wcale nie wybrałam wejścia głównego, bo pierwszego nie znalazłam, a drugie było zamknięte. Jak mówiłam - cele poznawcze plus piramida jest czadowa (Ieoh Ming Pei, 1989).
Jako że mi się nie spieszy i zamierzam być w Luwrze około fafnaście razy, postanowiłam obrać pewien kierunek i zgodnie z mapą eksplorować go po kawałeczku. Zaczęłam od skrzydła Denon. Wybór losowy, bo choć chciałam podążać chronologicznie, to jakoś jest to tak poukładane, że nie byłoby to najprostsze wyjście. Tak więc z mapą w łapie (i z długopisem by zaznaczać swoją trasę, nie ma to tamto, ja nie będę krążyła wokół tych samych eksponatów) rozpoczęłam moją wyprawę, która ostatecznie nie trwała dłużej niż 2 godziny, bo się zmęczyłam. To męczy bardziej niż Tatry, serio.
Nie jestem aż takim smakoszem jak się wydaje, żarłokiem - owszem, ale wybrednym. Przedstawię więc moje gusta, rzeczy, które mnie zainteresowały. Niektóre z nich były moimi faworytami od dawna i tylko potwierdziły się na żywo, inne dopiero dołączyły do tego zacnego grona.

Rzeźba włoska, hiszpańska i północnoeuropejska XI-XIX w poszły szybko i bez większych emocji. Emocje pojawiły się, gdy znalazłam jedną z moich ulubionych rzeźb z czasów, gdy jeszcze miałam w sobie jakąś iskrę romantyzmu : Amor i Psyche autorstwa Antonio Canovy z 1787 roku. Czysty klasycyzm włoski, czyli ewidentne nawiązanie do starożytnych, grecko-rzymskich wzorców. Piękno ciała ludzkiego, widoczne emocje, precyzja. Co tu dużo mówić, poproszę raz z dostawą do kominkowego.
Sztuka islamu nie brzmi tak bardzo zachęcająco, pewnie dlatego, że nie zrodziła znanych wszystkim dzieł, ale muszę powiedzieć, że niech żałuje ten, kto dał się zwieść!
Okazuje się, że w 2012 roku otworzono zupełnie nową, dwupoziomową ekspozycję wewnątrz dziedzińca. Dzieło architektów Rudy'ego Ricoli i Maria Bellini wprowadziło 3000 m² przestrzeni ekspozycyjnej przekrytej falującym dachem, który, o ile dobrze zaobserwowałam jest konstrukcją kratownicową wykończoną z obu stron szklanymi panelami, pokrytymi dodatkowo złoconą siatką. Efekt jest niesamowity! Jest światło, a nie ma szklarni. W dodatku ta forma płynie pomiędzy ścianami zabytkowego wnętrza dziedzińca jakby wcale nie była wytworem współczesnej techniki, a lśniącą w słońcu wodą, nie grubą powłoką, a falującym na wietrze płótnem. Gdy dodamy do tego sztukę islamu, która okazała się być przepiękna ze swoimi obiektami sztuki użytkowej i ogromnymi mozaikami, których niesamowitą kolorystykę budują naturalne, nie malowane bądź szkliwione kawałki kamieni - wyszła z tego ekspozycja nie do ominięcia.
Okazuje się, że w 2012 roku otworzono zupełnie nową, dwupoziomową ekspozycję wewnątrz dziedzińca. Dzieło architektów Rudy'ego Ricoli i Maria Bellini wprowadziło 3000 m² przestrzeni ekspozycyjnej przekrytej falującym dachem, który, o ile dobrze zaobserwowałam jest konstrukcją kratownicową wykończoną z obu stron szklanymi panelami, pokrytymi dodatkowo złoconą siatką. Efekt jest niesamowity! Jest światło, a nie ma szklarni. W dodatku ta forma płynie pomiędzy ścianami zabytkowego wnętrza dziedzińca jakby wcale nie była wytworem współczesnej techniki, a lśniącą w słońcu wodą, nie grubą powłoką, a falującym na wietrze płótnem. Gdy dodamy do tego sztukę islamu, która okazała się być przepiękna ze swoimi obiektami sztuki użytkowej i ogromnymi mozaikami, których niesamowitą kolorystykę budują naturalne, nie malowane bądź szkliwione kawałki kamieni - wyszła z tego ekspozycja nie do ominięcia.
Z rzeżby starożytnej Grecji wyniosłam jedną refleksję (którą potem dzielnie wykorzystałam przy Giocondzie): Zamiast pchać się do oklepanej Wenus z Milo, wybierz coś innego. Ja wybrałam Afrodytę, przynajmniej ma ręce. Później było gorzej, bo jakieś łajdaki zasłoniły mi Nike z Samotraki...
Tak przebiegłam i nie ma co się chwalić, przez pozostałości po podwalinach współczesnych cywilizacji, aż w końcu smutkom nadszedł kres, żeby nie powiedzieć, że zaczęłam się jarać jak koktajl Mołotowa gdy dotarłam do części malarstwa.
Mona Lisa nie jest moją ulubienicą, poza tym nie da się do niej dotrzeć. Przy tylu niesamowitych dziełach sztuki można dojść do wniosku, że to typowa celebrytka, wszyscy robią zdjęcia, ale czy ktoś zapytał o poglądy w sprawie pokoju na świecie? Wybrałam Veronese - duży, kolorowy....
![]() |
Mona Lisa, Leonardo de Vinci (da Vinci, z Vinci) początek XVI w. |
![]() |
Wesele w Kanie, Paolo Veronese, II poł. XVI w. |
Później było już tylko szczęście.
Na początek chciałabym przypomnieć, że Leonardo, ten z Vinci, nie namalował tylko jednego obrazu. Inne też są wyjątkowe. Może nie aż tak, ale są. Oprócz tego, że Dziewica z Dzieciątkiem i Świętą Anną (1506-1513) wprawia mnie w zakłopotanie ze względu na przedstawioną na obrazie sytuację, to warto zwrócić uwagę na kolorystykę i tło, na którym widać dokładnie na czym polega nowo odkryta, prawdopodobnie właśnie przez Leonarda perspektywa powietrzna.
* Perspektywa powietrzna to taka technika, w której to, co jest dalej, coraz bardziej rozbielamy w zgodzie z tym co powietrze robi z pejzażem w rzeczywistości.
Jednym z Największych twórców renesansu włoskiego był Caravaggio, który tworzył na przełomie XVI i XVII wieku. W Luwrze nie znalazłam jego najpiękniejszych dzieł, ale nawet na te mniej okazałe warto zwrócić uwagę, bo miał wielu naśladowców w swojej tendencji do ostrego światłocienia.

Niepowtarzalny Giuseppe Arcimboldo (XVI w) ze swoimi portretami złożonymi z elementów martwej natury, na tyle odważny, by w okresie manieryzmu aspirować na surrealistę.

Przydomek pana Giovanniego Antonio Canala - Canaletto powinien być znany Polakom za sprawą jego siostrzeńca i ucznia - Bernardo Belotto (również Canaletta), którego to obrazy przedstawiające Warszawę pomogły przy odbudowie zniszczonego po wojnie miasta. Miał talent po wujku, który to z kolei malując swe obrazy w XVIII wieku, epoce rokoko, zasłynął głównie z widoków Wenecji.

Malarstwo angielskie dostało plusa za oczy koni na obrazie Benjamina Westa (XIX w). Nie słyszałam o panu wcześniej, ale oczy to on malował tak, że mógłby szkolić twórców Mangi.

Nie zaskoczył mnie natomiast William Turner, angielski romantyk, który, dopóki pozostaje przy pejzażach jest niesamowicie emocjonalny. O tym miałam już się okazję przekonać w Krakowie, gdzie jego wystawę można było zobaczyć w Muzeum Narodowym. Statki, zwierzęta i ludzie u Turnera przeszkadzają. Czystą zabawę kolorem i perspektywą powietrzną poproszę raz z dostawą do sypialni.

Po prostu nie mogłabym ominąć Śpiącego Endymiona pędzla Anne-Louisa Girodeta de Roussy-Triosona. Ku uciesze moich stłumionych resztek romantyzmu, które pobudzili Amor z Psyche i za tą piękną grę światła na śpiącym dandysie.
Tu przydałyby się fanfary, gdyż wjeżdża malarstwo francuskie wielkoformatowe. Ale na prawdę wielko.
O oklaski prosi Jacques-Louis David. Taki francuski Matejko z przytupem. Malarz historyczny, główny malarz Napoleona Bonaparte i rewolucji francuskiej. Ale także główny reprezentant klasycyzmu. Na obrazie (nomen omen) Interwencja Sabinek (1799) oprócz zgrabnej pupy żołnierza przedstawił... zapomniałam, rozproszyłam się.

Dzisiejszą przygodę z jednymi z największych dzieł malarstwa europejskiego zakończymy Tratwą Meduzy Théodora Géricault (1819). Jest to romantyczna wizja tragedii kilkudziesięciu rozbitków, którzy po katastrofie francuskiej fregaty Meduza w 1816 roku, dryfowali po morzu na tratwie przez dwa tygodnie. To zasnute chmurami niebo i niemal słyszalny jęk rozpaczy konających rozbitków - ach ci romantycy...
Zrobiło się smutno, nostalgicznie i poważnie, więc czas na bonus! Oficjalnie ogłaszam, że po dwóch dniach croissantów, ravioli z puszki i naleśników z lidla pakowanych po 8 sztuk, siadł pierwszy Sandwich Donner. Mięsko - super, warzywa - średnio, plus za fryty, sosy - niestety marnie, bo tylko ketchup albo majonez, buła niestety zimna. Miejscówa - obok szkoły. Gratisy - woda kranówa prima sort b.o. Cena - 5,5 eurosa. Ogólne wrażenia dobre, na pewno jeszcze zjem, bo mięso robi robotę. Ale może byłam bardzo głodna po Luwrze? * Zdjęcie w stanie napoczętym.
Dziękuję za uwagę, do następnego!
Ja Ci mówię MŁODA!!! Zacznij zdrowo się odżywiać ;pp
OdpowiedzUsuńMusiałby mi ktoś gotować :-)
UsuńProszę dwa na cienki- dużo mięsa, mało kapusty.
OdpowiedzUsuńI z czosnkowym ;-)
Usuń