categories

wtorek, 24 grudnia 2013

Explorer Paris: Joyeux Noel!



Christmas? Is it this time of the year, when everybody is crazy about shopping, cooking, cleaning, when the atmosphere is strangely tense,  you can easily get a non-productive free time depression, and Christmas Magic ends on "The Polar Expres" on TV. 


This year I'm staying calm, because lately, I've built solid ground to live happily, without submitting to any schemes, models I don't understand, stressing and worrying.  

I deeply respect Christian traditions, so when I stopped really feeling the miracle of Jesus birth in small, cold stable, i won't pretend I'm celebrating this, or celebrate without any reflections. Instead I deeply feel the commercial climate of this period and I don't mind, the shopwindows in Paris are just amazing. Only thing I really miss is meeting my whole family, but I'll meet them soon.

I wish you all a consciousness of everything you are doing in your lives, I wish you to find a meaning and joy, without following someone else's example. I wish lot of health for you and everybody you love, because if you're healthy, I can't see any reasons why not to fight for your happiness, whatever it means. 


Just talk with the best parents in the world and cat on Skype.


Go with your friends to a funfair.


Become a child looking to a Gallerie Lafayette shopwindows.





Imagine what you really want to find under the Christmas Tree.



Then dream about shopping in Prada.






And meeting Santa Claus.


Avoid big crouds to keep your head and wallet before New Year.


And just take a walk on Champs-Elysees.



Lots of happiness! 



Święta? To taki okres w roku, gdzie wszyscy dostają zakupowego jobla, mamy narzekaja, że trzeba sprzątać i gotować, atmosfera w domu robi się napięta, bo tata nie spieszy się z pomocą, a i tak przecież mama zrobi wszystko sama najlepiej, prezenty się nikomu nie podobają, nie wypada robić nic produktywnego, bo święta - to trzeba odpoczywać. A marzenia o magii rodzinnych świąt kończą się na "Ekspresie Polarnym" w telewizji. 

W tym roku bojkotuję, jako że ostatnio zbudowałam sobie solidne podstawy do tego, by żyć bardzo szczęśliwie, unikając wszelkich schematów, wzorów, których nie rozumiem, stresowania i umartwiania się.

 Ponieważ ogromnie szanuję chrześcijańskie tradycje, to w pełni świadoma tego, że tak szczerze to nie czuję już od dawna cudu narodzin Jezusa w zimnej stajence w Betlejem, nie będę udawać, że to świętuję, lub świętować bezrefleksyjnie. Za to w pełni czuję super komercyjny charakter tego okresu i nie mam nic przeciwko, wystawy w Paryżu są niesamowite. Jedynie czego mi brakuje, to spotkania z rodziną, ale spotkam ich już niedługo.

Życzę wszystkim by nabrali świadomości tego, co robią we własnym życiu, znaleźli sens i radość oraz nie dopasowywali się na siłę do schematów, które ktoś uważa za poprawne. Życzę zdrowia dla Was i najbliższych, bo póki jesteście zdrowi, nie widzę żadnych ograniczeń by wziąć w garść swoje życie i po prostu być szczęśliwym. Na prawdę się da. 

Wystarczy pogadać z najlepszymi rodzicami i kotem na Skypie.


wtorek, 17 grudnia 2013

Explorer Paris: Nieciekawe dzielnice.



Later..





Osoby, które wiedzą coś na temat Paryża wiedzą też, że północna jego część nie ma zbytniego potencjału do zapuszczania się samemu po zmroku. Mieszanka kulturowa, osiedla socjalne, zamiast parków - składy, sieci kolejowe, obszary przemysłowe. Turystów przyciąga osiemnasta dzielnica z Sacre-Coeur i pięknym widokiem na miasto, oraz okiełznaną namiastką paryskiego bobo (bourgeois-bohème) czającą się w wąskich uliczkach  Montmartre. Do tego oczywiście znany wszystkim niepowtarzalny klimat Moulin Rouge i sąsiadujących z nim domów radości i sklepów z zabawkami, najtańsze noclegi, a i najnowszego smartfona można kupić na każdym rogu w promocyjnej cenie. Turysta zostanie więc przy zwiedzaniu centrum i odwiedzeniu okolic placu Pigalle, a ja z powodów zamieszkiwania w okolicy, naukowych a i zwykłej ciekawości, zdążyłam już troszkę pochodzić, pozwiedzać, poobserwować i zgromadzić kilka refleksji. 



Pisałam już o tym, jak ciężko się biega nawet tu, w "najgorszych" paryskich dzielnicach. To proszę, proszę bardzo, tak mnie traktuje najbliższy, romantyczny, XIX-wieczny park Buttes-Chaumont. Tak się nie bawimy, no, no!


Trzeba uważać na podejrzanych typów, choć ja osobiście uchroniłam się przed wszelkimi wyobrażalnymi nieprzyjemnymi sytuacjami. Ale bądź co bądź mieszkam w XIX, robię kastet z kluczy w kieszeni w dwie sekundy (lekcja frncuskiego: [kas]- casser- łamać, rozbić; tête - głowa). Miks kulturowy, otwarci ludzie, którzy nie pozwolą ci przemknąć niezauważonej, smakołyki i tanie precjoza z całego świata, a głównie z Azji - Paryż północny wita, Sabka wita w domu! 



wtorek, 12 listopada 2013

Explorer Paris - cacher Pologne? Feeling speecheless sometimes?



I will do this, promise.





Velib próba trzecia, do trzech razy sztuka. Potwierdzam wszystko, o czym pisałam, w centrum trudno o miejsce, trzeba szukać bardziej ukrytych stanowisk. To był piękny dzień. Nie miałam ochoty z nikim się umawiać, tylko kupić dniówkę na rower, pojeździć, pozwiedzać. I choć na początku nie znalazłam tego, czego szukałam, to jak zwykle skończyło się lepiej niż się spodziewałam.


Czekałam na słoneczny dzień by odwiedzić Sainte-Chapelle, bo z historii pamiętałam jak piękne ma witraże i spodziewałam się, że duża ilość światła spotęguje efekt. Ta trzynastowieczna, gotycka budowla jest tak piękna, że pomimo nie tak pokaźnych rozmiarów dosłownie zapiera dech w piersi. Tak, dzisiaj byłam oniemiała nie tylko dlatego, że wybrałam zwiedzanie w pojedynkę.


Nie wiedziałam nawet, że zaraz obok jest wejście do Conciergerie (więzienia), która razem z kaplicą wchodzą w skład Pałacu Sprawiedliwości, a w którym dziś natknęłam się na bardzo ciekawą wystawę. A Triple Tour - la collection Pinault przedstawiająca odpowiedzi artystów na największe społeczne problemy - zagrożenia ekologiczne, wojny, terroryzm oraz na kwestię konfrontacji człowieka i jego demonów: strachu przed chorobą, starością, szaleństwem, samotnością. Ta druga część szczególnie mnie zainteresowała, bo jak pewnie niektórzy wiedzą, jestem domorosłą panią psycholog, której się wydaje, że wszystkich potrafi rozgryźć. Poza sobą.

Najwięcej czasu spędziłam w sali z filmem autorstwa Javiera Telleza - La Passion de Jeanne d'Arc, który przedstawiał  zlepek krótkich opowieści pacjentów szpitala psychiatrycznego w Sydney zestawionych z urywkami z filmu o Joannie D'Arc. Wszystko by nasunąć refleksję na temat tego, czym właściwie jest normalność. Każdy z pacjentów, cierpiący na schizofrenię, pograniczne zaburzenie osobowości lub depresję twierdził, że jest normalny. Moim skromnym zdaniem domorosłej pani psycholog wygrali konkurs na normalność z polskimi patriotami. Ci pierwsi nie wyrządzają nikomu krzywdy z własnej woli i są pod stałą opieką. I biorą lekarstwa.

Sabina w Czarnoblylu według Diany Thater


I najdziwniejsze dzieło sztuki jakie widziałam - hiperrealistyczne postaci starych mężczyzn, jeżdżące po sali na wózkach inwalidzikich. Sun Yuan & Peng Yu - Old Persons Home.

Bill Viola - Hall of Whispers, dosłownie. Na zdjęciu za to niedosłownie, po małej przeróbce.

Idealnie adekwatne do cyrku na kółkach o którym miałam dziś okazję przeczytać wszędzie i z każdej strony odnośnie kraju mojego ukochanego mlekiem i miodem płynącego. Tak się czuję - oniemiała gdy widzę jak ograniczonym i głupim można być. Przemoc, nienawiść, prowokacja. Ludzie, zajmijcie się w końcu swoim własnym, szarym i nędznym życiem. Nie po to przodkowie przelewali krew za WOLNY i NIEPODLEGŁY kraj.

Ot moja refleksja na dziś. Pamiętajcie: Peace, Love and take care of your own business. Korzystaj z wolności i nie zabieraj jej innym, proszę. Wiem, że nie ma krajów idealnych, ale mam wrażenie, że coś się wymyka spod kontroli. Czekam na czasy, kiedy "normalni" ludzie będą u władzy. Oby tylko byli na właściwych lekarstwach. 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Explorer Paris: Sport in Paris in Sabkiewicz style



Later..

Kolejny etap zadomawiania się za mną. Kiedy czuję się nieswojo, nie jestem w stanie skupić się na porządnym jedzeniu (mam na myśli jakość)- wszystkie posiłki są jak na campingu, sporcie i ogólnie rzecz biorąc dbaniu o siebie. Po dwóch miesiącach stało się coś niesamowitego. W końcu zaczęłam kupować jajka żeby robić sobie pożywne śniadania, jeździłam na rowerze, poszłam pobiegać. 

W Krakowie, przy sprzyjających warunkach pogodowych poruszam się głównie na rowerze. Pomyślałam, że może i tu sobie jakiś sprawię, w Krakowie wystarczyłaby do tego kwota, którą tu płaci się za bilet miesięczny (65 eurosów). Ale nawet na to nie narzekam, bo dobrze funkcjonujące metro to prawdziwe błogosławieństwo, więc uznajmy, że się należy. Ostatecznie zmienna pogoda i bliskość szkoły sprawiły, że zrezygnowałam z tej opcji i korzystałam głównie z metra. Innym środkiem komunikacji, który tu dobrze funkcjonuje są miejskie rowery - Veliby.

niedziela, 3 listopada 2013

Explorer Paris: Szkoła i umieranie.



Later..


 Taki piękny truposzek. Z Cite d'architecture et Partimoine o którym pisałam ostatnio. 
Memento mori, pamiętam, pamiętam. Taka normalna, naturalna rzecz, niezmienna od zawsze, a ludzie wciąż się jej boją. Moim kontrowersyjnym zdaniem istnieją gorsze rzeczy. Na przykład szkoła. Żartowałam.

Halloweenowo - pierwszolistopadowy nastrój postanowiłam podkreślić krótką relacją z trzech przepięknych paryskich cmentarzy, których zdjęcia zebrałam od początku pobytu, bo zwykle trafiałam do nich przy okazji. Wczoraj pomogłam właścicielce mieszkania, w którym śpię i jem zanieść chryzantemy na Pere-Lachaise. Niestety pogoda ostatnio nie dopisuje, nie było więc złotej, tylko szara jesień. Nie było też łuny zniczy, najwyraźniej tu raczej się ich nie pali. Za to dość dużo turystów, dużo kwiatów. Jeżeli cmentarze muszą już istnieć (osobiście bardzo lubię po nich spacerować, ale moja wizja świata przyszłości, który będzie pół-cmentarzem, pół-wysypiskiem śmieci mnie przeraża) to niech będą jednocześnie parkami do spacerowania, muzeami na świeżym powietrzu. 


wtorek, 15 października 2013

Explorer Paris: Let's talk 'bout architecture 1.



Later..

Nie będę się wymądrzać, bo jedno co wiem na pewno, to to że nie wiem nic, albo po prostu wiem wciąż za mało. Często znajduję się w dziwnej sytuacji, gdy ktoś pyta mnie o to co sądzę o danym architekcie, a ja po prostu jeszcze nie mam zdania. Tak więc czasem wolę się nie wypowiadać, zanim tego zdania sobie nie wypracuję. Trzeba również odróżnić uzasadnioną krytykę wyrażoną z szacunkiem, od obrzucania błotem giganta z pozycji żuka gnojarza (sprawdza się też w innych dziedzinach kultury). Czasem jednak, od razu, lub po jakimś czasie przychodzi uczucie, wrażenie, co do którego już nie ma wątpliwości. To miłe uczucie posiadania swojej małej, prywatnej gnojowej kulki do ciskania, nawet jeśli nikt nie zauważy. 



Z całym szacunkiem. Czy komuś tak na prawdę podoba się Frank Gehry w wersji: okładzina z płyt kamiennych i blacha, jak w przypadku Centrum Amerykańskiego w Paryżu? Jeśli tak, to chętnie wysłucham argumentów za. Pilnie poszukuję też odpowiedzi na pytanie "Dlaczego?" w kontekście Opery Bastille i Palais Omnisport, który wygląda jak połączenie stadionu Wisły Kraków z Zigguratem. W wersji mini. I zielonej. Za to mam szybkie pytanie i odpowiedź: Jak kosimy trawę na terenie o tak dużym nachyleniu? Kosiarką na sznurku, proszę państwa.


Ale dość już tego, żeby nikt nie pomyślał, że mam coś przeciwko budynkom, które się wyróżniają. W żadnym wypadku, jednorodność to nuda, a kto lubi nudę? Równowaga w przyrodzie zachowana, po jednej stronie Sekwany takie, po drugiej inne perełki. Biblioteka Narodowa Francois Mitteranda została otwarta w 1996 roku. Jej autorem jest Dominique Perrault, kolejny świetny francuski architekt. Idea czterech książek, o której się mówi opisując ten budynek nie za bardzo do mnie przemawiała, dla mnie były to cztery klocki, nic specjalnego. Dopóki nie podeszłam bliżej. O ile biblioteka nie rewolucjonizuje krajobrazu, to tworzy miejsce o bardzo wyjątkowym klimacie. Świetnym rozwiązaniem są wewnętrzne panele przeciwsłoneczne z drewna, które mimo, że są dość dużej grubości, to przez zamontowanie na obrotowej osi wydają się lekkie w manualnej obsłudze. Mimo, że takie rozwiązania nie należą do najtańszych alternatyw ochrony przeciwsłonecznej, od razu widać jak dużo dają, nawet pomimo tego, że są wewnątrz budynku. A ile zyskuje wnętrze! Posadzka na poziomie gruntu, czyli stropodach nad zagłębiona w ziemi podstawą budynku jest drewniana, co łagodzi charakter tego miejsca, które przez swoje gabaryty mogłoby być dość surowe i monumentalne. Do tego prawdziwy las w dziedzińcu, na brak zieleni nie można narzekać. Swobodnie można wejść do środka i obejść poziom -1 dookoła, co pozostawia mieszane uczucia, bo o ile architektura wnętrza jest rozwiązana bardzo ciekawie, z przegrodami z surowego betonu lub drewna, bardzo geometrycznymi podziałami, tak rzut oka na wewnętrzny, zalesiony dziedziniec troszkę zaniża ocenę odbioru całości, przez mleczne z brudu szyby. Ale i tak Biblioteka zyskała bardzo wiele po zobaczeniu jej  na żywo z bliska. 



Kładka prowadząca do biblioteki to projekt Dietmar Feichtinger Architects, wiedeńskiej firmy z oddziałem w Paryżu. Po więcej szczegółów dotyczących autorów kieruję do Asi Bo, która szuka, znajduje i prowadzi, i której dedykuję dzisiejszy post, a która na temat autorów za niedługo będzie pewnie miała dużo do powiedzenia.


Cały tydzień minął pod znakiem architektury. W miniony wtorek poczułam na prawdę, że jestem w światowej stolicy. Byłam na wykładzie Alvaro Sizy na temat fundacji Iberê Camargo. Na przyszłość tylko muszę zapamiętać, że gdyby jeszcze jakiś Starchitect pojawił się w Arsenale, to trzeba przyjść co najmniej godzinę wcześniej, bo okazuje się, że na wykładzie pojawili się wszyscy studenci architektury w kosmosie. Mogłabym napisać więcej, gdybym była w stanie wszystko widzieć i płynniej rozumiałabym francuski z portugalskim akcentem, ale tyle co udało mi się z tego wykładu wynieść wystarczy, by nie mieć wątpliwości dlaczego Pan Siza jest jednym z laureatów Pritzkera. W architekturze czyta forma, wrażliwość na otoczenie, do tego szczerość, skromność i mądrość. Zazdroszczę sobie i czekam na następne, w Polsce tego nie dajo. Pavilon de l'Arsenal stał się jednym z moich ulubionych miejsc w Paryżu. Jutro będzie w nim można kupić na aukcji charytatywnej między innymi akwarelę Stevena Holla, rysunek Tadao Ando czy też ilustracje mózgu architekta z całą kopułą ambicji.


Albo zdjęcie fotografa, którym się ostatnio zachwycam - Laurenta Dequicka. Pani daje ogromny zachwyt,  kto da więcej? Ogromny zachwyt po raz pierwszy, drugi, trzeci. Sprzedane!

Tydzień pod znakiem architektury zamknęła wizyta w Cité de l'architecture et du patrimoine. Od razu zaznaczam, że był to pierwszy i na pewno nie ostatni raz, ale w związku z moją aktualną lekturą oraz obiektem, który najbardziej mi się tam spodobał, nie zamierzam czekać. Zabrałam się ambitnie za Vers une architecture Corbusiera w oryginale, ale okazało się, że to żaden wyczyn, bo książka jest niedługa i na prawdę bardzo poetycka jak na architektoniczną tematykę. I choć wciąż mój zasób słownictwa jest za mały, by czytać bez słownika, to się wciągnęłam. Ale jeszcze trochę i zacznę tworzyć panu Corbusierowi memy na miarę Paulo Coehlo.

Architektura (...) wytwór ludzi szczęśliwych, który produkuje szczęśliwych ludzi. - Le Corbusier

(Czy ktoś posiada wersję polskojęzyczną? Może tam tłumaczenie jest bardziej akuratne)

Charlesa-Édouarda Jeannereta-Grisa - Le Corbusiera trzeba znać. We Francji szczególnie, na każdym kroku boję się, że zaczną mnie pytać z jego twórczości na wyrywki, a jakby co - wyrzucą ze szkoły. Żył na przełomie XIX i XX wieku, więc w czasie wielkich zmian w wielu dziedzinach. Nie tylko zaproponował rozwiązania rewolucyjne dla swoich czasów, ale też znacznie wpłynął na całą współczesną architekturę i urbanistykę. Dziś nie jest jednak czas by mówić o Corbusierze. Jeszcze tak wiele mam do zobaczenia, a to właśnie jest przykład tego, co wcześniej napisałam o procesie wyrabiania sobie zdania na dany temat. Bo nie wiedziałam do końca co powiedzieć o jego architekturze, oprócz tego, że wiem jak duże ma znaczenie dopóki nie zaczęłam czytać, dopóki nie weszłam do modelu w skali 1:1 mieszkania z Jednostki Marsylskiej z 1952 roku. Mówią przekornie, że Corbusier wynalazł bloki. Ale serio, dałabym dużo, by mieć TAKIE mieszkanie socjalne. Na zdjęciu jest model, który pokazuje przekrój przez takie dwa dwupoziomowe mieszkanka (oddzielone czerwoną linią) z korytarzem, który powtarzał się co trzecią kondygnację. W Jednostce Marsylskiej pojawiły się dodatkowe funkcje, jak sklepy, przedszkole, basen. Prawdziwa maszyna do mieszkania. Dlaczego późniejsi projektanci "bloków" nie mogli się wzorować na Unite d'Habitation? Ergonomia, oszczędnie rozplanowane, sypialnia na antresoli z otwarciem na salon, dwa pokoje dzieci, które nie tracą na tym, że mają podłużny kształt i mało praktyczne dla niepełnosprawnych, rozwiązanie w postaci wysokiego i szerokiego progu na balkon, który jednak z perspektywy osoby pełnosprawnej(?) daje dodatkową powierzchnię do siedzenia. Wyobrażam sobie łatwo czytanie przy otwartym balkonie jak i dobrą domówkę ze skokami z antresoli. 
Żadne zdjęcia i opisy nie oddały tego co najważniejsze w mieszkaniu - klimatu i poczucia, że dobrze by się tam mieszkało. I te wszystkie retro szafeczki zaaranżowane w każdym możliwym miejscu...


Jak już jesteśmy w klimacie architektury, na koniec poszukiwania światłocienia i intymności w szkole w ramach rozgrzewki przed projektem.








Zaczęło się.

poniedziałek, 7 października 2013

Explorer Paris: Excuse my French but I’m in France.



Later..

Nuit blanche nie była może biała, ale była nieco inna, niż minione sobotnie noce. Tym razem tłumy gromadziły się przed wejściami do rożnych budynków i na placach, gdzie znaleźć można było najróżniejsze prezentacje, instalacje, projekcje, efemeryczne rzeźby (jak widoczne na zdjęciu pozostałości po kurtynach z pary wodnej na placu Republique). Mniej lub bardziej osobliwe. Dziesięć minut oczekiwania, by w Muzeum Historii Żydowskiej zobaczyć wielki sześcian, na którym wyświetlony był czarno-biały film okraszony tajemniczymi efektami dźwiękowymi, myślę, że było dobrym czasem by zbudować zainteresowanie, a jednocześnie nie zawyżyć oczekiwań. Półtora godziny w kolejce do wielkiej, powyginanej rury wypełnionej najbardziej paskudnymi (pełzająco-sycząco-skradająco się-przerażających na samo wyobrażenie, że któryś mógłby się wydostać i wleźć za kołnierz... ) stworzonkami uratowało tylko śpiewanie włoskich hitów. Niemniej było bardzo ciekawie.




Ale jak to do tej pory zwykle w Paryżu bywało, to, co nieplanowane i przypadkowe, często okazuje się najciekawsze. Tak też poszukując w środku Białej Nocy czegoś do jedzenia dotarliśmy pod Centre Pompidou, gdzie przywiodła nas muzyka, a wcześniej chyba intuicja. Kilkuosobowy zespół z całym wachlarzem instrumentów grał tak świetnie, że porwał do zabawy co najmniej kilkadziesiąt osób. Wyszła z tego totalnie spontaniczna impreza. Pogo na placu w centrum Paryża nie było na mojej liście rzeczy do zrobienia, za to lista tych, które na pewno nie zostaną zapomniane rośnie w szybkim tempie.

Z kolei lista miejsc, które odwiedzę jeszcze nie raz poszerzyła się o Pavillon de l'Arsenal. Tej nocy był tam duży ekran i mapa, na których pokazywały się wrzucone do sieci zdjęcia otagowane hasłem #nuitblanche, jednak nie było to tak frapujące jak rozwieszone na ścianach zdjęcia i rysunki związane z architekturą i urbanistyką Paryża oraz wielka makieta przedstawiająca całe miasto. 





Podobnie wcześniej w ciągu dnia, gdy z moją wspaniałą współtowarzyszką spacerowałyśmy w okolicach ósmej i dziewiątej dzielnicy, to co chciałyśmy zobaczyć nie wzbudziło takich emocji jak znaleziska przypadkowe. Opera Garnier, dumna przedstawicielka dziewiętnastowiecznego eklektyzmu, choć piękna z zewnątrz, jeszcze poczeka na peany z mojej strony, mam nadzieję, że do momentu jak uzbieram trochę eurosów i wybiorę się na spektakl, żeby na żywo zobaczyć miejsce akcji Upiora w Operze. Na razie na największą uwagę zasługuje zaprojektowane przez Odile Decq wnętrze restauracji. Bez naruszania zabytkowych murów, w sposób całkowicie odwracalny powstała w niej organiczna forma półpiętra, biała, falująca wraz z wewnętrznym obrysem ścian i słupów. Faluje również szklana ściana osłonowa, wydzielająca pomieszczenie zamknięte z kiedyś otwartych podcieni. 

Zmierzałyśmy do kościoła Świętej Magdaleny i znów okazało się, że to co po drodze i wokół bardziej cieszy i inspiruje. Ta neoklasycystyczna świątynia, która z zewnątrz jest ewidentnie inspirowana grecką, od wewnątrz natomiast przyjęła formy barokowe, pomimo mojego teoretycznego wyedukowania w dziedzinie historii architektury pozostaje dla mnie wielkim znakiem zapytania i swą rozbieżnością inspiracji nie jest dla mnie wiarygodna. Ale cały nurt neoklasycystyczny oraz wszystkie historyzmy to materiał na dłuższą rozprawę. 
Magdalena najpiękniej wyglądała odbijając się w witrynie sklepu ze słodkościami z wnętrzem, które mogłoby się pojawić nawet w fabryce Willy'ego Wonki i małpami wyrzeźbionymi z czekolady. Wchodzenie do takich miejsc grozi zawrotami głowy. Biję się w pierś, nie zakodowałam nazwy sklepu, by odnaleźć projektanta. Nie znam, ale poproszę to, co zażywa. 


Galeria Lafayette, choć duża, jednak niepozorna z zewnątrz, kryje wnętrze, które realnie zapiera dech w piersi. Pomijam stoiska z kosmetykami i ubraniami największych światowych marek, z cenami na metkach przekraczającymi mój paryski czynsz. I mówię o takich tam, zwykłych ciuszkach. Pozwólcie, że zadedykuję tej kwestii minutę ciszy i nie będę się zastanawiać nad tym, ile byłabym w stanie wydać, biorąc pod uwagę z jednaj strony metki, z drugiej niechęć do bezmyślnego konsumpcjonizmu i sknerstwo. Nie wiem, nie skomentuje, przemyślę. Sęk w tym, że te wszystkie precjoza znajdują się na kilku piętrach okalających wnętrze przekryte niesamowitą, gigantyczną kopułą z kolorowymi witrażami. Złoto, feeria barw i słodki dźwięk wystukiwanych kodów PIN. Na górze jest piękny taras, z którego sfrustrowany nie-klient może się rzucić jeśli chce. Dla tych, co mają mocniejsze nerwy serdecznie polecam widoki. Biorąc pod uwagę kryterium zakresu panoramy, oraz to, że wejście jest bezpłatne, taras galerii Lafayette jest w czołówce najlepszych punktów widokowych w Paryżu. 


A bonusowo, jako że spacer rozciągnął się aż na Pola Elizejskie - salon Citroena oddany w 2007 roku, projektu (Uwaga! Kobieta!) Mannuelle Gautrand. Świetna koncepcja, z zewnątrz, ale przede wszystkim wewnątrz. Kompletne oderwanie od klasycznego otoczenia, co w przypadku showroomu, który bądź co bądź ma sprzedawać towar, przyciągać klienta, intrygować, sprawdza się moim zdaniem bardzo dobrze. Dodatkowo pewnie w każdej głowie rodzi się pytanie: Jak oni wsadzają te samochody na platformy? I bardzo dobrze, jest zainteresowanie. Otóż do tego celu jest dodatkowa platforma, na co dzień schowana w podłodze piwnic.  A może to po prostu magia? W każdym razie na pewno Creative Technology.


Poza tym nie omieszkam się pochwalić, że od półtora tygodnia jestem szczęśliwą posiadaczką różowego korkociągu, którego potrafię użyć zarówno siedząc, stojąc, jak i w marszu przez paryskie ulice. W oczekiwaniu na pierwszy tydzień prawdziwych studiów dziękuję za uwagę i pozdrawiam, a zainteresowanych posiadaczy googlowego konta zapraszam do obserwowania moich wypocin gdzieś tam w pasku po lewej.