categories

niedziela, 3 listopada 2013

Explorer Paris: Szkoła i umieranie.



Later..


 Taki piękny truposzek. Z Cite d'architecture et Partimoine o którym pisałam ostatnio. 
Memento mori, pamiętam, pamiętam. Taka normalna, naturalna rzecz, niezmienna od zawsze, a ludzie wciąż się jej boją. Moim kontrowersyjnym zdaniem istnieją gorsze rzeczy. Na przykład szkoła. Żartowałam.

Halloweenowo - pierwszolistopadowy nastrój postanowiłam podkreślić krótką relacją z trzech przepięknych paryskich cmentarzy, których zdjęcia zebrałam od początku pobytu, bo zwykle trafiałam do nich przy okazji. Wczoraj pomogłam właścicielce mieszkania, w którym śpię i jem zanieść chryzantemy na Pere-Lachaise. Niestety pogoda ostatnio nie dopisuje, nie było więc złotej, tylko szara jesień. Nie było też łuny zniczy, najwyraźniej tu raczej się ich nie pali. Za to dość dużo turystów, dużo kwiatów. Jeżeli cmentarze muszą już istnieć (osobiście bardzo lubię po nich spacerować, ale moja wizja świata przyszłości, który będzie pół-cmentarzem, pół-wysypiskiem śmieci mnie przeraża) to niech będą jednocześnie parkami do spacerowania, muzeami na świeżym powietrzu. 





Każdy z trzech cmentarzy, które odwiedziłam był inny, w każdym można znaleźć groby sławnych ludzi. No ale niewiele jest ciekawego w tych grobach, na prawdę. Dusza Edith Piaf jest w jej muzyce, na Pere-Lachaise jest tylko grób. Jednak podczas pierwszej wizyty jeszcze we wrześniu, obok grobu Jima Morissona spotkałam dwóch facetów, jeden wyglądający jakby w życiu nie miał nic poza muzyką, drugi, dużo młodszy - uczeń i mistrz. Grali Doorsów. To była magia.

 


Nie będzie zdjęć konkretnych grobów, nie podoba mi się ta idea. Jest za to klimatyczna aleja i troszkę liści, bo kolekcjonuję posadzki.

Cmentarz Montmartre ma dość dziwny klimat. Głównie przez to, że jest ciasno obudowany, i nie tylko dookoła, ale także od góry. Most niemal dotyka mauzoleów. Najwyraźniej nie dało się tego zrobić metr wyżej, żeby pozostawić choć trochę oddechu. 


Zupełnie inny jest Cmentarz Montparnasse, bez przytłaczających budynków i drzew dookoła, dużo otwartej przestrzeni i widok na jeden wieżowiec, Tour Montparnasse, który w latach 1972-1990 był najwyższym budynkiem w Europie.


Umieranie. Minął pierwszy miesiąc szkoły i niech mnie nie denerwuje nawet ten, kto myśli, że ERASMUS to wakacje. Może był w kraju, gdzie nie studiował w języku ojczystym i miał zajęcia tylko dla Erasmusów. A na pewno nie studiował architektury. Ale w szkole można (trzeba?) siedzieć cały dzień, są duże stoły na których można sklejać modele (i nabawiać się odcisków na dłoniach) jednocześnie nie przejmując się o pozostawienie między śmieciami szlaku, którym będzie można przejść do łóżka, komputery, stół do ping-ponga, dobrze wyposażona biblioteka. Jest też orkiestra dęta i czasem ktoś gra na gitarze w sali projektowej. Zajęcia, które w Krakowie trwają teoretycznie trzy czy cztery godziny, w praktyce trwają pół godziny dla jednej osoby, po konsultacjach można iść do domu. Tu osiem godzin projektowania, to nawet nie osiem godzin pracy nad projektem pod okiem prowadzącego. To osiem godzin dyskusji o tym, co każdy na dany tydzień przygotował. Tylko mam wrażenie, że w taki sposób na prawdę można się dwadzieścia razy więcej nauczyć. Widzisz projekty innych, słuchasz opinii i możesz wyrazić swoją. W Krakowie widzę projekt swój i czasem bliższych znajomych, jak mają ochotę pokazać, a na jego prowadzenie wpływa opinia jednego prowadzącego. Tylko komu chciałoby się tyle siedzieć w szkole, kto śmiałby skrytykować projekt nieomylnego kolegi?

Mimo wszystko, erasmusowe doświadczenie poszerza mi horyzonty i czuję, że wrócę nie tylko z wiedzą związaną z architekturą, ale przede wszystkim z otwartością na świat i ludzi, której często w moim pięknym, ale  nieco hermetycznym kraju brakuje. Nie mogę uwierzyć, że miałam wątpliwości, czy jechać.

A w ramach studia, zanim zaczęliśmy projekty, oglądaliśmy na przykład Tango - polską, oskarową, krótkometrażową produkcję. Trochę bardziej artystyczne podejście do faktu, że jedna przestrzeń może być użytkowana na wiele sposobów. Bach! Kolejne drzwi w świadomości się otworzyły. Jeśli ktoś nie zna, to polecam nadrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz