categories

wtorek, 17 grudnia 2013

Explorer Paris: Nieciekawe dzielnice.



Later..





Osoby, które wiedzą coś na temat Paryża wiedzą też, że północna jego część nie ma zbytniego potencjału do zapuszczania się samemu po zmroku. Mieszanka kulturowa, osiedla socjalne, zamiast parków - składy, sieci kolejowe, obszary przemysłowe. Turystów przyciąga osiemnasta dzielnica z Sacre-Coeur i pięknym widokiem na miasto, oraz okiełznaną namiastką paryskiego bobo (bourgeois-bohème) czającą się w wąskich uliczkach  Montmartre. Do tego oczywiście znany wszystkim niepowtarzalny klimat Moulin Rouge i sąsiadujących z nim domów radości i sklepów z zabawkami, najtańsze noclegi, a i najnowszego smartfona można kupić na każdym rogu w promocyjnej cenie. Turysta zostanie więc przy zwiedzaniu centrum i odwiedzeniu okolic placu Pigalle, a ja z powodów zamieszkiwania w okolicy, naukowych a i zwykłej ciekawości, zdążyłam już troszkę pochodzić, pozwiedzać, poobserwować i zgromadzić kilka refleksji. 



Pisałam już o tym, jak ciężko się biega nawet tu, w "najgorszych" paryskich dzielnicach. To proszę, proszę bardzo, tak mnie traktuje najbliższy, romantyczny, XIX-wieczny park Buttes-Chaumont. Tak się nie bawimy, no, no!


Trzeba uważać na podejrzanych typów, choć ja osobiście uchroniłam się przed wszelkimi wyobrażalnymi nieprzyjemnymi sytuacjami. Ale bądź co bądź mieszkam w XIX, robię kastet z kluczy w kieszeni w dwie sekundy (lekcja frncuskiego: [kas]- casser- łamać, rozbić; tête - głowa). Miks kulturowy, otwarci ludzie, którzy nie pozwolą ci przemknąć niezauważonej, smakołyki i tanie precjoza z całego świata, a głównie z Azji - Paryż północny wita, Sabka wita w domu! 




Powiedzieli mi: wybierz temat pracy na seminarium. Ja na to: Dajcie mi listę tematów do wyboru. Otóż jakby ktoś zapomniał, studiowanie to przede wszystkim poszukiwanie. Wybierz temat który cię interesuje, szukaj informacji, znajdź najciekawszy punkt widzenia, poszerzaj horyzonty. Co najbardziej podoba mi się w Paryżu? Ano ta właśnie mieszanka kulturowa, to, że każdy może znaleźć tu miejsce dla siebie. Et voilà.

Zapytałam pana Daniela Kellera, prezesa organizacji Jardins d'Eole skąd się bierze pieniądze na takie inwestycje, które nie są nastawione na przynoszenie zysków, ani przyciąganie turystów, tylko na polepszenie zaniedbanej dzielnicy i życia mieszkańców. Tonem wskazującym na oczywistą oczywistość odrzekł, że dzielnica za wszystko płaci, oraz szybko wymienił ile milionów euro poszło na co dokładnie. A mi pozostał w głowie obraz małego, biednego Sanoka, w którym każdą wolną przestrzeń zabudowuje się supermarketami.

Więc tak się to robi. Walka o Ogród EOLE trwała 12 lat. Dobrze, że wtedy nie było fejsbuka, bo skończyłoby się na kilku tysiącach ludzi uczestniczących w wydarzeniu: Walczymy o wspólny ogród  z własnych, wygodnych foteli przed komputeramiZałożono organizację, prowadzono pertraktacje z zarządem kolei, której budowy zapleczem był wówczas teren dzisiejszego ogrodu, z sąsiadującym przedsiębiorstwem. Na terenie, pomimo iż był oficjalnie zamknięty i prywatny, organizowano imprezy, pikniki, wszystko by przyciągnąć uwagę do tego, czego na prawdę potrzeba mieszkańcom, a mieszkańcy najwyraźniej nie mają nic przeciwko miłemu spędzaniu czasu razem. Z władzami też nie było łatwo, ale jak widać odpowiednia determinacja popłaca. Nie pytajcie mnie jednak skąd członkowie organizacji mają czas i pieniądze na lata batalii w celu poprawienia jakości życia w jednaj z najgorszych dzielnic Paryża. Tym bardziej nie pytajcie mnie dlaczego władze Paryża mogą sobie na takie inwestycje pozwolić, ani w jaki niby sposób budowa fafnastej galerii handlowej w małych, polskich miasteczkach jest opłacalna. Ja nie wiem, wstyd mi było pytać. 



Konkurs na projekt ogrodu wygrała ekipa pejzażysty Michaela Corajoud i o ile ogród podobał mi się od początku, to po wysłuchaniu jego opisu z punktu widzenia autora podoba mi się jeszcze bardziej. Choć wiek autora mógłby wskazywać na zaleciałości z ubiegłej epoki, to jego projekty są bardzo nowoczesne, minimalistyczne i logiczne, a podejście do krajobrazu w mieście zaskakujące. W krótkim wywiadzie powiedział bowiem, że ludzie uważają miasto za brzydkie, więc wprowadzają do niego naturę by je uzdrowić, polepszyć, kiedy miasto samo w sobie jest piękne i uzdrowienia nie potrzebuje. Natura dla niego symbol życia, urozmaicenie, ale nie konieczność. Co więcej słowo natura jest według niego odniesieniu do miasta nadużywane. Pewnie dlatego opisywany przeze mnie ogród nie jest kolejną plątaniną ścieżek wokół wysokich drzew, a prawdziwym miejscem spotkań i rekreacji. 


Powstał ogród o układzie liniowym, zupełnie inny od pozostałych ogrodów i parków Paryża, bez większych inspiracji tradycyjnymi modelami. Jak mówi sam projektant, koncepcja została stworzona przez przyszłych użytkowników i otoczenie. Główny układ odpowiada pobliskiemu torowisku, pokaźne stoły i ławki są odpowiedzią na pikniki, które od długiego czasu miały tam miejsce. Części gdzie roślinność wyrasta wprost z powierzchni żwirowej opowiadają historię przeszłości miejsca, jednocześnie udostępniając komfortową przestrzeń do spacerów i zabawy. Boiska, przyrządy sportowe, place zabaw, budki gastronomiczne - tak właśnie tworzy się przestrzeń do życia dla ludzi, która nie zasypia nawet końcem jesieni. Kolejne oryginalne rozwiązania, to pozostawienie dużej promenady otwartej, gdy reszta parku ma, jak wszędzie w Paryżu swoje godziny otwarcia w ciągu doby, gdzie jeszcze przez jakiś czas będzie przenośna konstrukcja teatru, w którym odbywają się spektakle, koncerty i debaty. Największym problemem w tym miejscu są narkotyki, podobno wszyscy wiedzą, że okolice Stalingradu to dobra meta. I o ile do problemu samego istnienia czynnej dystrybucji osoby odpowiedzialne za ogród podchodzą jak do zła koniecznego, to trzeba było przewidzieć pewne zmiany tak, aby uniemożliwić przemieszczanie się po nim dealerów na skuterach, co rzecz jasna jest niebezpieczne dla regularnie bawiących się tam dzieci. Trzeba więc było zamknąć bramę tu i ówdzie i wyciąć bambusowe chaszcze, w których łatwo można było się ukryć przed karabinierami. 






Całkiem niedaleko, całkiem niedawno, ale już z czystej inicjatywy władz powstało Centquatre (104). Dusza moja tańczy salsę, gdy widzę taki majstersztyk renowacji. Budynek wybudowany w 1874 przez ponad 120 lat pełniący funkcję miejsciej kostnicy i domu pogrzebowego, od 2008 roku stał się centrum kulturalnym, w którym cały czas coś się dzieje. Wydarzenia różnej maści, festiwale, wystawy, koncerty. A jak jest zamknięte w poniedziałki, to przychodzi ekipa z ENSA P-B żeby się pobawić frezarką numeryczną, albo tylko pomarzyć o zabawie z nią by powycinać sobie klocki do WikiHousa na zajęcia z konstrukcji drewnianych. 

http://agora2010.ircam.fr/928.html
Po drugiej stronie torów kolejowych, z Jardins d'Eole widziałam enigmatyczny budynek z zygzakowatym dachem, który z owej perspektywy nie zrobił na mnie najlepszego wrażania. Podejdź, sprawdź - mówi doświadczenie. ZAC Pajol - ZAC, czyli zone d'aménagement concerté, czyli że wyłączamy obszar z ogólnego planu zagospodarowania i przyglądamy mu się bliżej; Pajol, bo przy takiej ulicy. Opuszczona hala należąca kiedyś do linii kolejowych dostała drugie życie dzięki władzom i Jourda Architectes Paris. Na dachu zainstalowano kolektory słoneczne, a pod nim wybudowano schronisko młodzieżowe oraz bibliotekę, w pięknie kontrastującym ze stalową  konstrukcją karmelowym drewnie. Tory kolejowe za oknem wcale nie muszą być takie złe, wystarczy, że stworzy się odpowiednią strefę buforową, jak w tym przypadku założony z niezwykłym smakiem, znajdujący się wciąż pod zadaszeniem kompleksu ogród/plac. 



Zła sława i mały potencjał dzielnic to nie pretekst by pozostawić je samym sobie. Nad czym trzeba więc pracować? Nad determinacją, która zwykle prowadzi prosto do celu. Nad władzami, które najwyraźniej nie wszędzie potrafią tak samo zarządzać budżetem, bo do cholery, one są dla ludzi. I nad ludźmi, żeby w miejscach jak te nie zobaczyć po chwili wyrwanych ławek, tagów na murach, niebezpiecznych zachowań, tylko rodziców z dziećmi, grupy nastolatek w burkach robiących słit focie, chłopaków, którzy zamiast ćpać po bambusowych chaszczach grają w kosza. 

Po raz kolejny dziękuję Paryżowi za nieustające inspiracje.

/div>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz